Dziesiąty dzień Fali Czerwonego Smoka obfitował w wydarzenia, dzięki którym nie byłam w stanie prowadzić moich notatek na bieżąco. Excuse me!.Jestem już po urodzinowym galimatiasie. Bo było tak:
od piątku do poniedziałku włącznie świętowałam nadejście moich dwudziestych szóstych urodzin. We wtorek zwiedziłam stadninę w http://nowakowka.w.interia.pl/ a wieczorem chyba odsypiałam. Dzień urodzin zaczął się od tego, że przyjechał mój brat o 7.00 rano, następnie zaczął się u mnie w pracy remanent (w sześć godzin wczytaliśmy wszystko), a po pracy czekało na mnie kolejne zajęcie – allegrowanie. Próbuje od jakiegoś czasu odkopać zarówno mój pokój ze ZBĘDNYCH rzeczy,a co za tym idzie resztę mieszkania, piwnice oraz strych. Ha! To się nazywa wyzwanie. Tym bardziej, że ojciec już zaczął znosić do domu kolejne BARDZO WAŻNE pierdoły.
Aha no i Łoś się odezwał.
Ale na razie spokój.
Teraz siedzę w pracy i piszę (no dobra: nie jest mi wstyd,ponieważ tu, gdzie jestem nic się nie dzieje). Koleżanka ma zwolnienie do końca tygodnia, więc nie zobaczę wielkiego otwarcia po skontrum. A szkoda...
W związku z powyższym nadrabiam zaległości.
piątek, 14 listopada 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz