poniedziałek, 2 września 2013

wicher wieje...

Nie wiem jak mi się w piątek udało zdążyć na umówione spotkania. Udało się! M. mnie zwolnił wcześniej i mogłam pomknąć do "ukochanego" dentysty, a po nim do Herbaciarni "Nie Lubię Poniedziałków" na konkurs recytatorski. Heniu występował i wygrał. Strasznie tam lubię chodzić. Miejsce ma wszystko co lubię: Obrazy, książki, poezję, muzykę i przesympatycznych właścicieli. Posiedziałam z godzinkę, oddałam Heniowi co jego i pomknęłam do domu. Na rowerku oczywiście. W domu byłam przed 22 i akurat, aby się zacząć wysypiać przed sobotnia podróżą
Sobota. 10.30 Jasło. :) Antonina zakupiła bilety wcześniej, więc stresu nie było. Ale już wiem dlaczego nie lubią "Warszafki". Jakiś koleś dorwał laskę siedzącą obok niego i przez całą podróż usłyszałam historię jego bezcelowego życia. Totalny oszołom! W stylu Magdariusa. (Jego żywot jest tak bezcelowy i niepotrzebny, że z tego powodu zatruwa życie innym. A mordę drze przy tym, że spać nie można). Pomijam oszołoma. Dni Wina w Jaśle są dużą imprezą i właściwie to dobrze zaplanowaną. Na rynku koncerty, targowisko różnych smacznych rzeczy. A na ryneczku obok zamknięte Dni Wina, czyli zlot winiarzy. Można było smakować. Ale jestem zbyt nieśmiała, żeby tak podchodzić i prosić, więc posmakowałam tylko kilka. Kupiłam dobre wino z Portugalii. Posłuchałyśmy koncertu i do domku, do Ani.
Niedziela zastała nas oczywiście deszczem. Chyba go sprowadzam. Krąży nade mną chmura deszczowa i dokazuje. Powrót do Krakowa, choć w trudnych warunkach, okazała się optymistyczny. W mieście piękna pogoda i nawet złapałam tramwaj do siebie szybko. Niedzielę spędziłam w wannie i przy winie
Dziś pojechałam do innej filii, żeby zastąpić Asię. Pierwszy dzień po zamknięciu. Ponad 260 osób. Takiej kolejki to dawno nie widziałam, ale dzień udany. Lubię zapieprz, bo nie trzeba myśleć. Szczególnie nad Wędrowcem, który śni mi się praktycznie codziennie i właściwie nie wiem po co... Podświadomość ze mnie kpi.

Brak komentarzy: