Motorem dzisiejszych działań jest miłość. Dziś poskromię negatywne emocje, egocentryzm, niecierpliwość i nadpobudliwość. Dziś wyrażę swoją faktyczna osobowość, niczego nie zatuszuję przed bliskimi i nic nie zrobię na pokaz. W tylu bezwarunkowej miłości stopię dziś to, co chciane i niechciane. Dziś przełamię niechęć do ludzi i podejmę dialog z bliskimi mi, a „niewygodnymi” osobami.
Ton trzeci odpowiada za ruch i wspomaganie
Pies porusza kwestię partnerstwa i emocji.
Dzień zaczęłam ruchliwie, ale od... 11. Spotkanie ze Świetlickim na Targach Książki w Krakowie było punktem odniesienia. Zadzwoniłam Do Elizabetora i dostałam przykaz na poszukanie książki „Jak być leniwym”, której autorem jest Tom Hodgkinson. Poszukiwanie stoiska W.A.B. –u poszło gładko, tak samo jak EMG.
Książki nie zakupiłam (mimo 30% zniżki), tak samo nie podeszłam po autograf do autora „Jedenaście”. To nie w moim stylu. Poza tym na zauważyłam, że zbyt dużo dziwolągów jednoczy się z jego postacią/pisarstwem i nie chciałabym być jego częścią. Podoba mi się jego poczucie humoru. Czarnego humoru. Nic więcej. Pan Świetlicki przybył (zaczyna przybywać na spotkanie punktualnie –starzeje się?), uśmiechał się do ludzi, rozdawał autografy i rozmawiał z fankami. Wszystko nie tak.
Nie miał okularów i nie palił Gauloises. Hmmm... to jest jednak cześć osobowości, którą prezentuje wraz z powieściami. Wolę go w atmosferze grozy i tajemniczości.
Kolejka do Jerzego Pilcha przeszła moje oczekiwania. Pan Pilch ma najwidoczniej fanów wśród klasy, która sama zakupuje jego dzieła (w przeciwieństwie do tych pożyczających). Nawet zauważyłam jedną panią z dzieckiem na ręku (jego?) Phi – brzydki żart... Chodzi mi o to, że w mojej branży, gdy zdarzy się ta rzadka sytuacja, że mam czas zaproponować lepszą literaturę, większość tych czterdziestolatków, z obrzydzeniem odkłada powieści Pilcha, mówiąc – cytuję: „tego pijaka nie będę czytać”. Taki oto jest alternatywny obraz powieści nagrodzonego najkim twórcy. Tak samo ludzi reagują na polską literaturę powojenną oraz współczesne polskie kino polskie. Mianowicie – z obrzydzeniem. Nie chcę tego słuchać, widzieć, dotykać. A w szczególności płacić za to...
Zakupiłam za to – z wypiekami na twarzy, po promocyjnej cenie – książkę „1001 książek które musisz przeczytać” Peter’a Boxall’a. No i mam zajęcia na kolejne zimowe miesiące. Rozczarowanie przyszło dopiero u Elizabetora, gdzie o zgrozo! Zauważyłyśmy brak w spisie Szymborskiej, Miłosza, Herberta oraz KAPUŚCIŃSKIEGO!!! Przysłowiowo witki mi opadły. Rozumiem brak trzech pierwszych, lecz Kapuścińskiego Boxall’owi nie wybaczę. Pięknie wydane blisko 1000 stron waży dwa kilogramy. Idealne do łóżka. Zobaczę, jak przeczytam wstęp, jak się obroni redaktor tomu.
Ton trzeci odpowiedział za ruch, ponieważ ze względu na wypadek na rondzie Dywizjonu 303 (zaczynam mówić jak przyjezdny), musiałam drałować na Dąbie. Wsiadłam niby do tramwaju, lecz potem przesiadałam się, potem znowu i jeszcze raz, aż do piętnastominutowego, ponownego spaceru pod Koronę.
Zakupiłam wino i przegadałyśmy z Elizabetorem ze dwie godziny, jak kobiety, które nie wdziały się jednak dość długo. Jak zwykle zakres tematów był bardzo szeroki, a przeskakiwanie nich oraz przyśpieszanie opowieści nam nie przeszkadzało.
Emocje kryły się gdzie indziej. Wkurzyłam się na ojca. Jego szaleństwo sięga zenitu. Zawalił druga piwnicę mundurami i nie przestaje kupować. Nie mamy, gdzie zostawić rowerów na zimę. Mama wieczorem też się zdenerwowała, kiedy sama ujrzała straty. Musimy jakoś zareagować... Nie da się tak żyć z wiecznym i wszystko zbieraczem. To przez niego mam odrzut od kolekcjonerów wszelakich i od mojego zagraconego mieszkania.
Uruchamiam aukcję i co mi wpadnie w ręce wystawiam za bezcen.
Albo idę czytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz