że wicher powoduje różnorakie galimatiasy
Dziś rypnęło z rana i niespodziewanie. Niezidentyfikowany mężczyzna przed siódmą rano oparł nam się na dzwonku do mieszkania. Wyglądało na to, że to ktoś znajomy. Tata poszedł otworzyć drzwi i się zaczęło. Jakiś mężczyzna, z wyglądu żul, przestraszony zaczął krzyczeć, że go śledzą i chcą go zabić. A że wlazł na teren naszej kamienicy i nawet do piwnicy zeszedł (gdzie mamy rowery), więc tata zainteresował się tematem. Chciał go uspokoić i delikatnie wycofać z budynku, a ten nie! Wbiegł na półpiętro i pokazywał tacie w którym aucie siedzą przyszli mordercy. Oczywiście nic tam nie było, ale chłop nie chciał się wycofać. Mało tego wbiegł nam do mieszkania i schował się w łazience. Zanim udało mojej siostrze i mamie wyprowadzić z mieszkania minęło kilka minut. Ja oczywiście gówno widziałam, bo zapomniałam, że nie mam okularów. Zostawiliśmy go - dla świętego spokoju na klatce - i zamknęliśmy drzwi. A ten zamiast stać to znowu zeszedł do piwnicy, a potem wbiegł na pierwsze piętro i zaczął dzwonić do sąsiadów. Następnie znowu próbował nam się wedrzeć do mieszkania. Śmiałyśmy się już tak, że leżałyśmy na łóżkach, trzymając za brzuchy. Na szczęście przyjechała policja (chyba sąsiad wezwał) i zajęła się typem. na szczęście opuścił nasz budynek. Ufff...
A dziś w pracy masakryczna ilość wampirów energetycznych... Same trudne przypadki, które trzeba wyręczać. I jeszcze idioci na komunikatorach. Musiałam blokować, bo mimo, że nie reagowałam pisali codziennie...
Wicher wicher wicher... A może halny wieje?
środa, 9 października 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz