środa, 26 marca 2014

...wszystko dobre, co się szybko kończy...

Zakończyłam znajomość dwa tygodnie temu. Powiedzmy, że nie chciałam powtarzać starych błędów. Czyli przyjemności się zakończyły. Ale nic straconego.
Właściwie to się średnio czuję na rozwijanie czegokolwiek... Jestem nieposkładana... Dopadły nie same nieszczęścia, powiedzmy fizyczne... Ostatnie niedziele mnie przeczołgały i pokazały, że podłoga może być naprawdę blisko.
Dobrze, że mam co robić wieczorami. To znaczy jak nie filmy, to spotkania. Mam na szczęście dużo możliwości ze znajomymi :)
Zakupiłam bilet na sierpniowy koncert Patti Smith, więc czeka mnie jakikolwiek wyjazd podczas urlopu. Nie planuję nic innego, ponieważ finansowo ledwo docieram do wyrównania zadłużenia wobec banku, co miesiąc. A zapomniałam: miałam wykupić karnet na pilates na kwiecień. Nie wiem czy mi się uda :( Zobaczymy!
Na razie nie otwieram sezonu rowerowego (zimno!)
Dieta różnie: Coś tracę, ale boję się ważyć, aby się nie załamać...
Praca ok. Dobrze, że jest. Strasznie się kotłuje, ale na szczęście jakoś się rozchodzi po kościach
Generalnie jest tak, że rok 2014 jest dla mnie trudny: przechodzę przede wszystkim kryzys w pracy (7 lat pracuję), lubię swoja pracę, ale coraz częściej zastanawiam się czy nie powinnam zająć się czymś innym. Właśnie mija dekada od czegoś, co mnie w życiu przeczołgało i rzutuje na moje relacje z facetami(nawet nie chcę o tym pisać). Na szczęście skutecznie zakończyłam relacje, ale upiór nawiedza mnie w snach. Długo by gadać i o niczym... W końcu zamknęłam rozdział. Ponoć co pewien czasookres zmienia się człowiekowi charakter... u mnie się zmienia wszystko ...

Brak komentarzy: