piątek, 31 października 2008
Dzień 9 Zółty Solarny Wojownik
ton dziewiąty - naprowadzanie i znaki na drodze
Wojownik - kwestie zastraszania i intryg
Żółty to moje wyzwanie, żółta fala trwa - już od rana coś tłukę i rozlewam oraz zdążyłam się z mamą pokłócić. Zaraz też spóźnię się do pracy...
Brr
czwartek, 30 października 2008
Dzień 8 Niebieski Galaktyczny Orzeł
ton ósmy - natłok wydarzeń i ogniska zapalne
Orzeł - kwestie odpowiedzialności i dogmatyzmu
Szef nam wcale nie ułatwia pracy, stojąc jak kat i - za przeproszeniem - zrzędząc. nie lubię go w takim stanie. W jakimkolwiek nie byłby humorze... Coś innego go rozprasza.
Ja dziś myślałam o tym, żeby opuścić to miejsce jak najszybciej. Zrobiłam rentgen klatki, odebrałam wyniki, zmierzyłam ciśnienie. Potem pojechałam na Stradom, gdzie byłam umówiona z Antonią. Wpadłam na kawę do "Ciasteczka z Krakowa". Pyszna!
Wieczorem poetycki byłby przebojem sezonu, gdyby nie nawiedzona baba oraz jakieś 30 stopniowe upały. Ja w takiej temperaturze przestaje myśleć. Niektórzy chcą spać, ale mi by się i tak źle spało. Dobrze, że mnie wino pobudziło.
Nawiedzona baba charakteryzowała się tym, że totalnie rozpraszała skupienie, chcąc lub nie chcąc, za co większość ludzi chciało ją powiesić. Ale to był jej lokal, więc mogła robić co chce. I robiła. Wampir energetyczny z gatunku tych, co mają taką energie, że podejrzewa się ich o jakieś prochy.
spotkałam dziś Pawła, mojego byłego, nie zmądrzał w ogóle.
środa, 29 października 2008
Dzień 7 Biały Rezonansowy Mag
Ton siódmy sprowadza zbiegi okoliczności i wsparcie.
Mag dotyka kwestii praworządności i pokus...
Dzień z głową na tranzystorach... od 7.45 do 21.25 działo się cały czas coś. Badania, ciśnienie, kawa, Dietla, wnuczek Eugenii, ubytki, książki, czytelnicy, telefony, mejle, tata, obiad, mama, obiad, szef zły, szef dobry.... wino... Moja siostra! Wybuch Energii, przesłuchanie, powrót do domu i wyjaśnienie.
Generalnie zapracowany dzień stanął na głowie, kiedy moja siostra ogłosiła, że na moim biurku w domu czekają na mnie kwiaty. Co? Jak? Skąd? Od kogo. A skąd ja mam to wiedzieć? Pewnie pomyłka? Nie! Tata od gońca odebrał, podpisywał. Szukanie liściku i wyjaśnienie...
Imieniny mojej mamy... tata stwierdził, że lepiej powiedzieć że to dal mnie kwiaty, niż żeby mama lub siostra dowiedziały się, że jakiekolwiek kwiaty są w domu! Udało się zrobić mu niespodziankę. Ale to, że za cholerę nie spodziewałam się takiego gestu od ŻADNEGO z moich znajomych męskich, to zupełnie inna sprawa.
Trzy żółte róże...
And isn't it ironic... don't you think...
Wtorek Dzień 6 Czerwony Rytmiczny Wędrowiec
ton szósty, rytmiczny to wyrównanie tempa
Wędrowiec porusza kwestie odwagi i wolności wewnętrznej
Zastępowałam koleżankę w pracy z dzieciakami, więc miała święty spokój i mogłam wpisywać protokoły, które nam pozostały do wprowadzenia przez remanentem. Uff ... Było gorąco, zarówno pomieszczeniu, jak i na linii, bo nie mogłam dojść do porozumienia, ile i kiedy wpisałam. Strasznie dziwie się czułam, myślałam, że to przez wysokie ciśnienie, lecz się potem okazało, że jest ok. Przespałam się pół godzinki i poszłam na zakupy. Tu obok sklepu sportowego zauważyłam boisko, z którego można korzystać. Fajne ponieważ ochronione siatką – piłki nie będą uciekać. Świetny pomysł, na spędzanie uciekających – jeszcze ciepłych – dni jesiennych. Potem był sklep kosmetyczny. Wyszłam stamtąd z książką „Portrety z bufetem w tle”. Autorem jest Roman Śliwonik. Wspomina Grochowiaka, Hłaskę, Himilsbacha i Warszawę z lat sześćdziesiątych. Ciekawe... Zawędrowałam na basen (zapomniałam japonek i kremu – Brr), a moje wojaże zakończyłam u Elizabetora na paprykówce. Uśmialiśmy się z Andrzejem z Wieś-imprezy, którą Elizabetor planuje i ze sposobu, jakim będzie podrywać jakiegoś kolegę z pracy.
W domu skończyłam wreszcie czytać książkę, która za mną chodziła wszędzie...
Emily Giffin to amerykańska powieściopisarka z gatunku tych, modnych ostatnio, babskich tematów. Pamiętam, że poznałam ją dzięki książce "Dziecioodporna", gdzie opisywała losy kobiety, która nie chce mieć dzieci. Bardzo mi się temat spodobał, książka też. "Coś pożyczonego" i "Coś niebieskiego" to kolejne dwie opowieści. Bardzo mi się spodobały, poruszają obie temat damskiej przyjaźni. Z perspektywy dwóch przyjaciółek. Polecam i czekam na następny tytuł: "Sto dni po ślubie"
Całuję i lecę do pracy!
poniedziałek, 27 października 2008
Dzień 5 Żółty Wiodący Człowiek
Ton piąty to ukierunkowanie i przewodnictwo,
Człowiek – kwestia wolnej woli i manipulacji.
Najazd Hunów w pracy. Udało mi się nie zwariować. Dzięki doskonale wybranemu prezentowi moich kolegów i koleżanek z pracy, nareszcie się wysypiam. Po niedzielnych wojażach bolą mnie (dla odmiany tygodnia zeszłego) uda. Niestety nie udało mi się naprawić błędów z przeszłości. Hmmm... muszę na to mieć zdecydowanie więcej czasu.
Jutro Wędrowiec... wędruję do F3... swoista Świątynia dumania...
niedziela, 26 października 2008
Dzień 4 Niebieska Samoistna Małpa
Ton czwarty to cel i sposób
Małpa – nie lękaj się – bądź odważny.
Cel i sposób na wszelkie smutki to napić się z Heniutkiem Heniutkówki
I to by było na tyle z poezji
Zakochałam się dziś w Magii. Magia jest karogniada, szczupła i niezwykle łatwo się ją prowadzi. Ma długą i jedwabistą grzywę i jest uosobieniem końskiej elegancji.
Dzień upłynął pod znakiem dobrego humoru. Jakoś tak przyjemnie było. I to niebieściutkie niebo. Złota polska jesień. Mam nadzieję, że na dłużej.
Ubawiłam się u Heniutka z Antoniną przednio.
Nocą wkradła się do Krakowa mgła, zwana przez nie noszących księżyca w butonierce, smogiem.
sobota, 25 października 2008
Dzień 3 Biały Elektryczny Pies
Motorem dzisiejszych działań jest miłość. Dziś poskromię negatywne emocje, egocentryzm, niecierpliwość i nadpobudliwość. Dziś wyrażę swoją faktyczna osobowość, niczego nie zatuszuję przed bliskimi i nic nie zrobię na pokaz. W tylu bezwarunkowej miłości stopię dziś to, co chciane i niechciane. Dziś przełamię niechęć do ludzi i podejmę dialog z bliskimi mi, a „niewygodnymi” osobami.
Ton trzeci odpowiada za ruch i wspomaganie
Pies porusza kwestię partnerstwa i emocji.
Dzień zaczęłam ruchliwie, ale od... 11. Spotkanie ze Świetlickim na Targach Książki w Krakowie było punktem odniesienia. Zadzwoniłam Do Elizabetora i dostałam przykaz na poszukanie książki „Jak być leniwym”, której autorem jest Tom Hodgkinson. Poszukiwanie stoiska W.A.B. –u poszło gładko, tak samo jak EMG.
Książki nie zakupiłam (mimo 30% zniżki), tak samo nie podeszłam po autograf do autora „Jedenaście”. To nie w moim stylu. Poza tym na zauważyłam, że zbyt dużo dziwolągów jednoczy się z jego postacią/pisarstwem i nie chciałabym być jego częścią. Podoba mi się jego poczucie humoru. Czarnego humoru. Nic więcej. Pan Świetlicki przybył (zaczyna przybywać na spotkanie punktualnie –starzeje się?), uśmiechał się do ludzi, rozdawał autografy i rozmawiał z fankami. Wszystko nie tak.
Nie miał okularów i nie palił Gauloises. Hmmm... to jest jednak cześć osobowości, którą prezentuje wraz z powieściami. Wolę go w atmosferze grozy i tajemniczości.
Kolejka do Jerzego Pilcha przeszła moje oczekiwania. Pan Pilch ma najwidoczniej fanów wśród klasy, która sama zakupuje jego dzieła (w przeciwieństwie do tych pożyczających). Nawet zauważyłam jedną panią z dzieckiem na ręku (jego?) Phi – brzydki żart... Chodzi mi o to, że w mojej branży, gdy zdarzy się ta rzadka sytuacja, że mam czas zaproponować lepszą literaturę, większość tych czterdziestolatków, z obrzydzeniem odkłada powieści Pilcha, mówiąc – cytuję: „tego pijaka nie będę czytać”. Taki oto jest alternatywny obraz powieści nagrodzonego najkim twórcy. Tak samo ludzi reagują na polską literaturę powojenną oraz współczesne polskie kino polskie. Mianowicie – z obrzydzeniem. Nie chcę tego słuchać, widzieć, dotykać. A w szczególności płacić za to...
Zakupiłam za to – z wypiekami na twarzy, po promocyjnej cenie – książkę „1001 książek które musisz przeczytać” Peter’a Boxall’a. No i mam zajęcia na kolejne zimowe miesiące. Rozczarowanie przyszło dopiero u Elizabetora, gdzie o zgrozo! Zauważyłyśmy brak w spisie Szymborskiej, Miłosza, Herberta oraz KAPUŚCIŃSKIEGO!!! Przysłowiowo witki mi opadły. Rozumiem brak trzech pierwszych, lecz Kapuścińskiego Boxall’owi nie wybaczę. Pięknie wydane blisko 1000 stron waży dwa kilogramy. Idealne do łóżka. Zobaczę, jak przeczytam wstęp, jak się obroni redaktor tomu.
Ton trzeci odpowiedział za ruch, ponieważ ze względu na wypadek na rondzie Dywizjonu 303 (zaczynam mówić jak przyjezdny), musiałam drałować na Dąbie. Wsiadłam niby do tramwaju, lecz potem przesiadałam się, potem znowu i jeszcze raz, aż do piętnastominutowego, ponownego spaceru pod Koronę.
Zakupiłam wino i przegadałyśmy z Elizabetorem ze dwie godziny, jak kobiety, które nie wdziały się jednak dość długo. Jak zwykle zakres tematów był bardzo szeroki, a przeskakiwanie nich oraz przyśpieszanie opowieści nam nie przeszkadzało.
Emocje kryły się gdzie indziej. Wkurzyłam się na ojca. Jego szaleństwo sięga zenitu. Zawalił druga piwnicę mundurami i nie przestaje kupować. Nie mamy, gdzie zostawić rowerów na zimę. Mama wieczorem też się zdenerwowała, kiedy sama ujrzała straty. Musimy jakoś zareagować... Nie da się tak żyć z wiecznym i wszystko zbieraczem. To przez niego mam odrzut od kolekcjonerów wszelakich i od mojego zagraconego mieszkania.
Uruchamiam aukcję i co mi wpadnie w ręce wystawiam za bezcen.
Albo idę czytać.
piątek, 24 października 2008
Dzień 2 Czerwony Biegunowy Księżyc
Dziś zrzucam woal zapomnienia i bezgranicznie ufam naturalnemu biegowi życia. Napięcia, jakie dzisiaj czuję, pokażą mi, od czego jestem chorobliwie uzależniony. Dziś pójdę za tym, za czym tęsknię. Bolesne doświadczenia będą dla mnie wskazówką, że muszę się opamiętać w tym, co robię. Dziś nikogo i niczego nie skrzywdzę i nie skrytykuję. Dziś jestem gotów do wielu wyrzeczeń, aby jutro poznać smak szczęścia.
Ton drugi odpowiada wyzwaniom i prowokacjom.
Księżyc – kwestia blokad i czyszczenia.
Hmmm.... dziwnie bo dziś najbardziej to wkurzał mnie Ojciec Chrzestny. Już w tramwaju zaczęłam go obgadywać (jeszcze go nie spotkałam) przy Antoninie. Parę godzin później Ojciec Chrzestny sam przyznał, że nie reaguje na zaczepki. Najazd Hunów -> i nawet nie wiedziałam, kiedy skończyłam pracę. Głodna stałam na przystanku, a 22 nie przyjechałam. Gdy rzuciłam się na pierożki ruskie, pomyślałam, że warto było pościć, żeby coś takiego zjeść!
Wizyta u lekarza przebiegła bez problemów. Tzn., prócz tego, że nie jestem jednak chora – p. doktor przepisała mi mnóstwo skierowań do różnych poradni specjalistycznych, ponieważ jak mnie zważyła to już nie miała więcej pytań.
Okazało się też, że się skurczyłam do 1 metra i 64 centymetrów.
czwartek, 23 października 2008
Dzień 1 - Żółta magnetyczna Gwiazda
No i proszę nowa fala się zaczęła. Fala Gwiazdy – siła samokontroli. Niestety jak dla mnie nie sprzyjająca. Żółta gwiazda to moja wyzwanie, więc spodziewam się stresujących sytuacji.
"Dziś staje się otwarty dla wyższych wymiarów i przekraczam granice świata karmy. Dziś zadbam o estetykę, piękno i harmonię w domu, pracy i otoczeniu. Każde rozdrażnienie, zwątpienie i żal będą dla mnie wskazówką, że jest jeszcze coś, czego musze się nauczyć w najbliższym czasie.”
Jak wiemy ton pierwszy odpowiada za przyciąganie tematów.
Gwiazda dotyka kwestii kontroli i perfekcjonizmu.
Dziś zamiast w pracy, byłam na Targach Książki w Krakowie. Cudowne święto przyciąga wszystkich maniaków książek i nie tylko. Wydawnictwa prześcigają się w pomysłach, jak przyciągnąć klienta.
Oczywiście miałam iść na wykład „Czytając fantastykę...”. No cóż – jako, że fantastyki nie czytam lub przynajmniej mało – byłam prze szczęśliwa, że mnie kierownik na to wysłał, ale...
Okazało się, że prowadzący, pan Marek Huberath jest uroczym mężczyzną w średnim wieku. Jest pracownikiem naukowym Biofizyki na UJ. Dla przyjemności pisze książki. Specjalizuje się w fantastyce religijnej – jak to sam stwierdził, lubi poruszać kwestie teologiczne w swoich opowiadaniach związane z relacją człowieka z bogiem.
Jeszcze nie miałam przyjemności czytać jego dzieł, lecz zwróciłam uwagę na coś innego. Uwielbiam ludzi, którzy na co dzień zamknięci hermetycznie w swojej dziedzinie wiedzy, znajdują kontakt ze światem – nazwijmy to- rzeczywistym poprzez: szeroko rozumianą twórczość artystyczną lub sport. Większość pań na sali (bibliotekarek) prawie zemdlała gdy z pasją zaczął opowiadać o pająkach czy różnych rodzajach trupów. A dlaczego? Ponieważ dla pisarza nie ma tematów tabu i musi się znać rzeczy. Marek Huberath wspomniał o swoim zbiorze opowiadań pt. „Ostatni, którzy wyszli z raju” z 1996, a tematem głównym był zbiór z 2006 r. „Balsam długiego pożegnania”. Podczas dyskusji usłyszałam o GGFF – Galicyjska Gildia Fanów Fantastyki. Huberah polecał twórczość polskich autorów fantastyki „w ciemno” (Dukaj, Sapkowski, Grzędowicz), natomiast kazał rozważnie kupować fantastykę amerykańską. Co mnie akurat nie zdziwiło, ponieważ już dawno wiedziałam, że jeśli chodzi o literaturę to Polska wiedzie prym we właśnie fantastyce, poezji oraz reportażu. Nazwisk nie muszę wymieniać.
„Fantastyka po Lemie” to temat wykładu akademickiego dr. Piotra Krywaka z Instytutu Bibliotekoznawstwa Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Zwróciłam uwagę na fakt, że modne się stało w fantastyce żonglowanie faktami historycznymi i opowiadaniem „Co by było, gdyby...? – co nie jest dobre, ponieważ łatwiej opisywać przeszłość niż przyszłość, nie?
Zyskałam wiele. Mam wejście za darmo na Targi przez cztery dni. Nie musiałam siedzieć w pracy. I pogadałam wreszcie z koleżanką, którą dawno nie widziałam. Zrobiłam zakupy, co jest o tyle ważnie, że nie jestem osobą, która lubi je robić.
Linki
http://home.agh.edu.pl/~joanna/fandom/kluby/ggff.htm
http://pl.wikipedia.org/wiki/Marek_Huberath